...
Ten dzień chyba nie mógł być gorszy...
Zaczął się od pobudki o cudownej 7:00 aby zdążyć szybko do Job Centre, które
miało być otwarte o 8:00, ale jakimś cudem środa jest dniem dłuższego snu dla
Anglików (godzinny poślizg również w banku), zatem przeczekałyśmy chwilę pod
bankiem i pomyślnie załatwiłyśmy jedyną rzecz tego dnia- otwarcie konta
bankowego. Poza tym pani za ladą pochwaliła Madzikowy futerał na komórkę
mówiąc: "lovely!". Job Centre w Eastbourne pełni chyba jedynie
funkcję podawania petentom karteczek z numerem telefonu do siedziby w Brighton,
za pomocą których można umówić się na interwju- też w Brighton. Aby zadzwonić
należy znaleźć dogodne miejsce (skoro z Dżab Senter wyrzucili), a więc
poszukałyśmy ławeczki w cichej okolicy, tuż przy głównej drodze, prawie w
godzinach szczytu... Bywa. Po wykonaniu 5 telefonów, w polskiej taryfie, narażając
Gosię na koszty rzędu parudziesięciu złotych umówiłyśmy się na interwju,
chciałyśmy go przyspieszyć ze względu na naszą lukratywną ofertę pracy,
ale NIE! No
ale praca bez NINu jest w 100% legalna jeśli umówiłyśmy już interwju. Niestety
istnieje jeszcze coś takiego jak polityka pracodawcy. A nasz pracodawca o
ksywie Kesz Mani [*]]] w swoich druczkach nie uwzględnia braku NINu na wstępie.
Tak więc, jeśli szybko nie przyjdzie list potwierdzający naszą National
Insurence Number Application to pan Kesz może zatrudnić innych obrotnych
Polaczków/Poleczki.
Znalazłyśmy dziś sklep o którym wspominał
nam nasz HOT! o bardzo cebulackiej nazwie: 'DA POLISZ SZOP' [*]. A w środku same polskie
produkty, of korz do dwóch razy droższe niż w kraju potem i cebulą pachnącym.
Cóż... pozostało pójść do Iceland, gdzie kupiłyśmy ser i chleb. Na więcej nie
stać bo bida z nędzą (ale Lambordżini musiało być! Tym razem różoooowe <3)
Poza tym SmartEda, która wieczorem chciała
wypróbować swoje nowe konto internetowe o dwóch hasłach, przepraszam- haśle i
"memory information"- zablokowała go sobie. UPS! A panie w sklepie
nie sprzedają alkoholu kobiecie jeśli jej koleżanka nie ma ID. Po powrocie z ID
(5 minut) sklep był już closed... Na dodatek fajki to tutaj wydatek równy
wartości 0,7 Polish Vodka, więc bez zabiegu aromaterapii (przynajmniej ja)
udajemy się spać.
Nasz Splif
Guy uczy się liczyć do 10 w języku polskim. Robi to przezabawnie. Puściłam mu
też Sandu Ciorbę. Podobała mu się choreografia Dzikiej Bomby. Ogólnie, na
mieszkaniu jest dziarsko.
Lesson learnt: od dziś ID mam przy sobie
24/h, nawet na kiblu gdyby spłuczka miała jakieś obiekcje co do spłukania moich
talarów.
Zdjęć dziś nie będzie, bo nie i już.
Papierosków w cenie polskiej się zachciało Cebulaczku jeden:* Oby dziś było lepiej i aj łont foto :*
OdpowiedzUsuńEda, nie mam siły do tego bloga... Powiem CI tylko jedno, jak chcesz wyrwać tego kolesia, to nie na Sandu Ciorbę :D
OdpowiedzUsuń