Pierwszy dzień-mordęgę uważam za oficjalnie zamknięty. Jeszcze tylko siusiu, paciorek, łyk taniego wińska (2.30, polecamy!) i spać. Jutro dżab hanting, ale... o tym to jutro ;)
Co się działo? A od przespanego i zasmarkanego (pozdro Eda, lol, ponad miesiąc katar- rulez;]) lotu, przez trzyprzesiadkowy, piekielnie drogi transport do Eastbourne, tachanie 24-kilogramowej torby (pokonując przy tym 2m/min) po znalezienie przytulnego mieszkanka z miłym (hot! hot! HOT! :D) Włocho-Angliko-Australijczykiem i picie Lamb(o)r(g)ini na przepięknej plaży w Eastbourne. Pozytywnie choć drogo!!! ALEE! Spodziewamy się zarobić grubej mamony na dogadzaniu geriatrii, której tu jest mnóstwo i wydawanie jej (tej mamony of korz) w Polsce na koks, cebulę, dzikie lasery i dziwki.
A tak baj dy łej to wystarczy się ruszyć z miasta Kraka, a tu już czują wiatr w skrzydłach i Ci uczelnię dewastują -> POŻAR!
Si ja tumoroł!
P.S.: Muły jak Pudzian :D!
Espeszali for Biró- jor femli :*!








Brak komentarzy:
Prześlij komentarz