środa, 10 lipca 2013

...
Ten dzień chyba nie mógł być gorszy... Zaczął się od pobudki o cudownej 7:00 aby zdążyć szybko do Job Centre, które miało być otwarte o 8:00, ale jakimś cudem środa jest dniem dłuższego snu dla Anglików (godzinny poślizg również w banku), zatem przeczekałyśmy chwilę pod bankiem i pomyślnie załatwiłyśmy jedyną rzecz tego dnia- otwarcie konta bankowego. Poza tym pani za ladą pochwaliła Madzikowy futerał na komórkę mówiąc: "lovely!". Job Centre w Eastbourne pełni chyba jedynie funkcję podawania petentom karteczek z numerem telefonu do siedziby w Brighton, za pomocą których można umówić się na interwju- też w Brighton. Aby zadzwonić należy znaleźć dogodne miejsce (skoro z Dżab Senter wyrzucili), a więc poszukałyśmy ławeczki w cichej okolicy, tuż przy głównej drodze, prawie w godzinach szczytu... Bywa. Po wykonaniu 5 telefonów, w polskiej taryfie, narażając Gosię na koszty rzędu parudziesięciu złotych umówiłyśmy się na interwju, chciałyśmy go przyspieszyć ze względu na naszą lukratywną ofertę pracy, ale NIE! No ale praca bez NINu jest w 100% legalna jeśli umówiłyśmy już interwju. Niestety istnieje jeszcze coś takiego jak polityka pracodawcy. A nasz pracodawca o ksywie Kesz Mani [*]]] w swoich druczkach nie uwzględnia braku NINu na wstępie. Tak więc, jeśli szybko nie przyjdzie list potwierdzający naszą National Insurence Number Application to pan Kesz może zatrudnić innych obrotnych Polaczków/Poleczki.
Znalazłyśmy dziś sklep o którym wspominał nam nasz HOT! o bardzo cebulackiej nazwie: 'DA POLISZ SZOP' [*]. A w środku same polskie produkty, of korz do dwóch razy droższe niż w kraju potem i cebulą pachnącym. Cóż... pozostało pójść do Iceland, gdzie kupiłyśmy ser i chleb. Na więcej nie stać bo bida z nędzą (ale Lambordżini musiało być! Tym razem różoooowe <3
Poza tym SmartEda, która wieczorem chciała wypróbować swoje nowe konto internetowe o dwóch hasłach, przepraszam- haśle i "memory information"- zablokowała go sobie. UPS! A panie w sklepie nie sprzedają alkoholu kobiecie jeśli jej koleżanka nie ma ID. Po powrocie z ID (5 minut) sklep był już closed... Na dodatek fajki to tutaj wydatek równy wartości 0,7 Polish Vodka, więc bez zabiegu aromaterapii (przynajmniej ja) udajemy się spać. 
Nasz Splif Guy uczy się liczyć do 10 w języku polskim. Robi to przezabawnie. Puściłam mu też Sandu Ciorbę. Podobała mu się choreografia Dzikiej Bomby. Ogólnie, na mieszkaniu jest dziarsko.
Lesson learnt: od dziś ID mam przy sobie 24/h, nawet na kiblu gdyby spłuczka miała jakieś obiekcje co do spłukania moich talarów.

Zdjęć dziś nie będzie, bo nie i już.    


2 komentarze:

  1. Papierosków w cenie polskiej się zachciało Cebulaczku jeden:* Oby dziś było lepiej i aj łont foto :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Eda, nie mam siły do tego bloga... Powiem CI tylko jedno, jak chcesz wyrwać tego kolesia, to nie na Sandu Ciorbę :D

    OdpowiedzUsuń